Wiem, że jest rok 2018 i że równouprawnienie, i film dla kobiet, ale to nachalne wciskanie ideologii nie pomaga obrazowi. To był dobry materiał na film o silnej kobiecie, która w świecie i profesji zdominowanej przez mężczyzn realizuje swój plan, mimo niesprzyjającej presji otoczenia. To by się broniło. Ale ta ideologiczna papka w drugiej połowie filmu i wtręty feministyczno - lgtbqwertowe zawaliły całą, nawet dobrze zapowiadającą się historię. I wisienka na torcie, napisy końcowe - ból pleców o to, że żadna kobieta dyrygent nie została wpisana na listę najlepszych dyrygentów ever. Bijacz plis... Naprawdę, bez tych wtrętów film mógłby być spoko obrazem, chamskie wciskanie propagandy nie pomaga.
Zgadzam się w 100%. Niestety od jakiegoś czasu mamy taki trend w kinie i nie tylko.
Eeee-tam. Są wstawki LGBTQWERTY ale bez obleśności. Są całkiem dobrze wplecione w resztę filmu i odpowiadają obyczajowości okresu międzywojennego i środowiska przemysłu rozrywkowego.
Nawet jak nie były prawdziwe to były dobrze zmyślone.
Jakby się ktoś bardzo obawiał: coś mniej więcej na poziomie Eugeniusza Bodo lub "Some like it hot". Zupełnie spokojnie można oglądać bez zgorszenia czy konieczności pokrętnego tłumaczenia czegoś dzieciom, które by to zobaczyły.